piątek, 17 kwietnia 2015

To nic.

To nic, że...
pranie niewyprasowane piętrzy się w kącie.
to nic, że...
podłogi i kurze nieposprzątane, i tak zaraz nowy osiądzie.
to nic, że...
kawa zimna piję
to nic, że...
obiadu dwudaniowego brak, nikt z głodu nie padnie.
to nic, że...
po raz 5 wchodzę z nim na to nasze 3 piętro, zaoszczędzę na siłowni ;)
to nic, że...
obiad w pośpiechu jedzony
to nic, że...
naczynia ze zlewu uciekają, chyba za daleko nie uciekną
to nic, że...
bez makijażu wyszłam, chyba nikogo nie wystraszę
to nic, że...
córka co drugi dzień umyta, od brudu się nie umiera
to ni, że...
wpisy na blogu nie regularnie się pojawiają
to nic, że...
dzieci śpią razem z nami
to nic, że...

To wszystko nic, bo kiedyś to wszystko się zrobi. Mieszkanie będzie wyczyszczone na błysk,
wszystko będzie poukładane, teraz być nie musi.
Nie musi, bo szkoda życia, szkoda tego cennego czasu, bo dzieci nigdy już nie będą takie małe.
Biedronka i pierwszy napotkany wiosenny kwiat nie będą tak dostrzegane.
Łaskotki nie będą tak łaskotały, Klocki nie będą tak porozrzucane, a czekolada już nie będzie taka czekoladowa.

A ta kawa kiedyś będzie ciepła wypita a obiad w spokoju zjedzony.

Na razie cieszę się z tego co mam, bo nawet drzemka z synem w ciągu dnia warta jest tego piętrzącego się prania do prasowania, a lody czekoladowe zjedzone z córką dodatkowych kalorii; ) rysunki pomalowanej podłogi.






czwartek, 9 kwietnia 2015

Spełniona


27 lutego narodziłam się na nowo jako matka.
Tego właśnie dnia o 8:15 szczęście zapukało do mojego serca.
Obaw było wiele, czy podołam dwójce dzieci. Czy udźwignę ten słodko-gorzki ciężar wychowania, kochania, pielęgnowania... teraz już wiem, że tak.
Nie wiem czy doświadczenie, czy hormony ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, a nawet wykrzyczeć, że teraz jestem kobietą spełnioną, matką spełnioną.



Dwoje wspaniałych dzieci, to jest to o co w życiu chodziło, chodzi.
Wraz z pojawieniem się drugiego życia matczyna miłość eksploduje z podwójna siłą i obawy że nie podołasz kochać tak samo, równo, można wyrzucić do kosza.
Ta miłość jest jak rwąca rzeka, której nikt nie jest wstanie zatrzymać.
Być może to dziwnie zabrzmi, ale teraz poczułam tak naprawdę jak się kocha swoje dzieci.
Oczywiście kochałam i będę kochać swoją śliczna córkę do końca swojego życia.
Lecz zawsze miałam poczucie, że nie potrafię okazać jej miłości tak jakbym chciała.
Teraz wiem, że byłam w błędzie.
Narodziny synka uświadomiły mi w jakim błędzie byłam.
Kocham ich nad życie i codziennie dziękuję, że są, bo dają mi coś czego nie da się opisać, wyrazić łowami...szczęścia to za mało powiedziane.
Moje cudowne dzieci są dopełnieniem mojego życia, brakującym elementem, literą w słowie RODZINA
Żeby zrozumieć o czym pisze, trzeba mieć dwoje dzieci, bo jedno to za mało, za mało szczęścia, radości, miłości
Nawet gdy ze zmęczenia padam na twarz, to ich uśmiechy, Olka jeszcze tak nieświadome a tak wzruszające, ich rozczulające głosy, dają moc do działania. Nawet nocne pobudki są wspaniałe.
Na nowo przeżywam macierzyństwo i staje się matką, matka przez wielkie M.

piątek, 3 kwietnia 2015

SIŁY

Wydawać by się mogło, że dwoje dzieci to zbyt wiele na jedną osobę.
Będąc w ciąży zastanawiałam się, pewnie jak nie jedna z was, skąd ja wezmę na wszystko czas, skąd wezmę siły??
I stało się, matka dwójki dzieci dostaje od życia jakiegoś kopa energetycznego, jakiś nadprzyrodzonych sil.
Matka ta ogarnia nie tylko dzieci, ale i dom.
Matka ta wstaje w nocy, takie prawo noworodka - wiadomo głód taki silni.
Rano wyszykuje córkę swą do przedszkola, a potem cała nasza trojka dzielnie schodzi z 3 pietra.
Idąc do tego przedszkola dyskusje nasze nie mają końca.
Potem matka ta dm ogarnia, który codziennie wygląda jak po burzy, a że porządek matka lubi to sprząta,a dzieci też się lepiej czują w czystym domu,  ale tak bez testu "białej rękawiczki", obiad naszykuje, poprasuje, by w końcu znaleźć chwilę dla siebie - to towar deficytowy.
Kawę w spokoju wypić.
A dziecię, synuś mamusi kochany w tym czasie słodko śpi.
Gdy on tak słodko śpi, to matka jeszcze jakieś ciast upiecze, jakie proste jak raz...dwa...trzy...
Musi być proste, smaczne i szybkie.
Szybkie, bo czas teraz gra główne skrzypce, a doba ma tylko 24 h.
W tym przedświątecznym czasie jest tyle do zrobienia, a matka chce aby dzieci miały jak najlepsze świąteczne wspomnienia. A jak wspomnienia to domowe wypieki.
Znalazłam wypiek idealny, bo prosty i szybki, dziennie prosty a przy tym przepyszny:
SKŁADNIKI:
* 2 czubate łyżki masła
*100g słonych krakersów
* 500 g białego dwukrotnie zmielonego
* 300 g serka maskarpone
* 125 g serka philadelphia lub łaciatego naturalnego
* 530 ml mleczka zagęszczonego słodzonego
* 3 jajka
* 1 budyń waniliowy
* otarta skórka z cytryny
Przygotowujemy tortownicę z odpinanym kołnierzem.
Dno i boki smarujemy masłem.
Spód wykładamy papierem do pieczenia.
Piekarnik rozgrzewamy do 150 stopni.

Masło rozpuszczamy w rondelku i mieszamy ze zmielonymi krakersami, powinien powstać "mokry piasek".
Masę rozkładamy równomiernie na spód tortownicy.

Ser biały dwukrotnie mielimy i mieszamy dokładnie w misce z mascarpone, łaciatym, mlekiem i jajkami. Dosypujemy budyniu i otarta skórkę z cytryny i ponownie mieszamy.
Masa jest bardzo rzadka, ale tak ma być.
Ciasto wlewamy do tortownicy i pieczemy przez 60-70 minut. Kiedy sernik jest gotowy wyłączamy piekarnik i zostawiamy w piecu na całą noc.
Przechowujemy w lodówce.



Ciasto jest naprawdę szybkie a roznoszący się zapach po domu jest magiczny.
Dla dzieci wszystkiego się chce, one są sensem życia
W dzieciach tkwi ta magiczna siła napędowa. Bo jeden uśmiech, jeden całus dobrze robi matce na te jej siły.

Dlatego Kochani życzę wam dużo sił na przygotowania do świąt.
Pięknych rodzinnych chwil.
Smacznych potraw, których zapachy i smaki pozostaną w pamięci naszych dzieci.
Dużo miłości i radości.

Agata