piątek, 23 października 2015

Jesieni czar

Jak ja kocham jesień, pewnie zaraz ktoś mi powie stuknij się w głowę kobieto.
Jak można ją lubić.. a co dopiero kochać, a no można.
Można ją kochać, tylko trzeba na nią spojrzeć przychylnym okiem, albo trzeba mieć tyle wspaniałych wspomnień co ja.
Każda jesień przynosi mi coś nowego i jak w filmie "Leydis" mój sylwester powinien być w październiku . Tak tak, w tym październiku tak wiele się dzieje, mam wrażenie, że to przełomowy miesiąc w moim życiu.
Mam takie poczucie, że każdy październik jest piękniejszy, jesień co roku intensywniejsza w swoich kolorach i skarbach.
Najwięcej mi podarował w 2011. Na świecie pojawiła się Tatiana, śliczna, mądra i bardzo uparta. Barwna jak spadające liście, które namiętnie zbiera.
Lubimy zbierać liście, kasztany, żołędzie a potem dekorować nimi dom i traktować je jak najcenniejszy skarb.
Pamiętam jak w zeszłym roku ciężko było mi zbierać z nią te cuda jesieni, a to za sprawą lokatora który mieszkał w moim brzuchu, by tej jesieni nam towarzyszyć i odkrywać z nami jesieni czar.
Jesieni czar... a gdy jest ciepła, słoneczna, pełna liści i spadających kasztanów pod nogi, to cóż chcieć od życia więcej.
Więc ładuje akumulatory i staję się choć na chwile dzieckiem, zbierając z nią kasztany.
Wam też polecam, może wtedy łaskawszym okiem spojrzycie na jesień.








Tatianka
kurtka ZARA
chusta ZARA
sukienka H&M
rajstopy GATTA

Olek
kurtka NEXT

piątek, 16 października 2015

Wielki powrót z wakacji

Połowa października za nami, połowa jesieni za nami, a ja tu wam wyskakuję z powrotem z wakacji, choć one dawno już za nami.
Zdziwię was, ale dla mnie wakacje zakończyły się wraz z pierwszymi chłodami, z coraz krótszymi dniami, z powrotem panny T do przedszkola, a to spowodowało, że już nie balujemy na placu zabaw od ran do wieczora, a moje ręce i nogi mają w końcu chwile wytchnienia.
 Uwierzcie mi na ten letni czas wyprowadziliśmy się na dwór, dosłownie
W związku z tą małą wakacyjną wyprowadzką, blog też miał swoje wakacje, wierzcie lub nie gdy wieczorem znalazłam już chwile dla siebie, to rozsiadając się wygodnie na kanapie z głową pełną pomysłów na nowe wpisy miałam wrażenie, że w tym momencie uchodzi ze mnie całe powietrze, garść nagromadzonej energii słonecznej niknęła w nocnej czeluści i zamieniam się w zombi.
Po całym dniu spędzonym z moją kochaną dwójką i po wieczornym maratonie kompielowo - kolacyjnym padałam, wierzcie lub nie.
Choć wiem, że są mamy blogerki, które są same jak ja, w sensie "słomiane wdowy"dają radę, mają moc i codziennie zastanawiam się skąd.(wielki szacunek dla wa) Może któraś z was zdradzi mi swoja tajemnicę ;)
Teraz gdy deszcz wygrywa o parapet najpiękniejsze melodie, a wiatr próbuje dostać się do domu (spokojnie mam szczelne okna), a rytm dnia jest w miarę unormowany, może uda mi się znaleźć więcej czasu dla siebie, dla was.
Tematów do postów mi nie brakuje, choć niektóre z nich lądują " na dnie szuflady" może kiedyś ujrzą światło dzienne.
Nie żegnam się z wami, choć pewnie niektórzy już tak myśleli widząc nieregularność wpisów, lecz mówię do zobaczenia do porannej kawy lub pod te cieple koce, które was ciepło i miękko otulą, a mój post ( taką mam nadzieje) umili wam ten czas, jesienno - zimowy czas.